Wielki Post dobiega końca... Przed nami, Niedziela Palmowa i Wielki Tydzień.
Już dawno wyrosłam z postanowień, które miałyby się zatroszczyć o spadek mojej wagi, czyli taka wielkopostna dieta cud. Zrozumiałam już jakiś czas temu, że nie tędy droga, że Bóg nie przyjmuje takich ofiar. A nawet miałam refleksję, że może sprawiam Mu przykrość takimi postanowieniami.
Bo ja troszczę się ciągle o siebie, myślę o sobie, robię coś dla siebie.
A On ciągle sam.
Dlatego od kilku lat staram się w Wielkim Poście
dotrzymać towarzystwa Jezusowi.
Posiedzieć z Nim, porozmawiać, i błagać Go o miłość. Bo to jest klucz do wszystkich drzwi tego świata i do najważniejszych drzwi przed, którymi kiedyś przyjdzie mi stanąć. Do bramy niebieskiej, za którą jest On.
I co ja Mu wtedy powiem... Błąd... Co ja Mu wtedy pokażę. Bo nie słowa wtedy liczyć się będą, ale czyny. Czy będę miała w swoich dłoniach, choć kilka uczynków takich prawdziwych, takich pełnych miłości. Takich, których nikt nie widział, za, które nikt mnie nie pochwalił, nie otrzymałam nagrody, i nie połaskotałam swojego ego.
Tylko zrobiłam to dlatego, że Miłość mi kazała.
Jest Rok Miłosierdzia. Ostatnio zadałam sobie trud odnalezienia uczynków miłosierdzia co do ciała i duszy. Bo chociaż uczyłam się ich do Komunii św., potem do Bierzmowania, uczyłam się przed zawarciem związku małżeńskiego.. to nie pamiętałam ich wszystkich...
Może za rzadko do nich sięgam...
Co do duszy:
1. Grzesznych upominać
2. Nieumiejętnych pouczać
3. Wątpiącym dobrze radzić
4. Strapionych pocieszać
5. Krzywdy cierpliwie znosić
6. Urazy chętnie darować
7. Modlić się za żywych i umarłych.
Co do ciała:
1. Głodnych nakarmić
2. Spragnionych napoić
3. Nagich przyodziać
4. Podróżnych w dom przyjąć
5. Więźniów pocieszać
6. Chorych nawiedzać
7. Umarłych pogrzebać
Właściwie każde z osobna może być pięknym postanowieniem wielkopostnym. A wszystkie razem tworzą obraz człowieka, który... KOCHA...
Tak często to teraz odkrywam. Chociaż to wszystko brzmi jak slogany, wyświechtane w dzisiejszych czasach: kochać, potrzeba miłości itd.
Ale to jest takie prawdziwe. Pracuję nad sobą, by w momencie gdy otwieram oczy rano, już wybierać miłość tak jak uczy św. Tereska, Faustyna
i większość świętych.
Gdy się ubieram. Gdy wykonuję poranną toaletę, Gdy rozkrzyczane córki wbiegają do kuchni. Gdy się kłócą. A ja zamykam oczy z bezradności. Gdy gotuję, sprzątam, modlę się, robię zakupy, jadę autem itd. itd. itd.
Banały???
Uwierz, że nie...
Łatwiej mówić o Panu Bogu piękne słowa, słuchać wzniosłych konferencji a ciężko do męża wyciągnąć rękę na zgodę po sprzeczce. Ciężko się ugryźć w język, gdy rodzice znów zwracają uwagę. Pomóc z zakupami sąsiadce, która właśnie obgadała nas za plecami.
Wpuśćmy Jezusa do naszego życia. Nie pozwólmy, by stał pod naszym domem jak żebrak. Pukając cicho. A my otwieramy Mu drzwi, wtedy gdy mamy czas, a potem znów wystawiamy Go za drzwi, bo przecież tyle spraw do załatwienia.
Otwórz drzwi tak szeroko jak się da i ich nie zamykaj już nigdy.
Wpuścmy Jezusa do naszej codzienności, wszystkich obowiązków i czynności.
Niech nie marznie na zewnątrz, przed drzwiami naszych domów.
Trochę dziecinne te obrazki, ale cóż z tego skoro trafiają w punkt :)
***
betiszka